W rzeczy samej zimowe wędrowanie zdecydowanie różni się od letniego:
Pasjonaci z Decathlon Bielsko-Biała to górscy zapaleńcy. Postanowiliśmy wybrać się pewnego zimowego dnia na umiarkowanie trudny szlak. W planach pojawiły się Tatry i Kończysty Wierch. Niestety dzień przed naszym wyjazdem Tatrzańskie Pogotowie Ratunkowe ogłosiło 3 stopień zagrożenia lawinowego, który jest już dość niebezpieczny. Rozpoczęły się poszukiwania rejonu bezpieczniejszego lawinowo. Wtedy pojawiła się ona… czyli Mała Fatra.
Fot 1. Martyna Boślak | Mała Fatra
Mała Fatra to pasmo górskie znajdujące się na Słowacji w Karpatach Zachodnich położone przy miejscowości Terchova – miejscu urodzin legendarnego zbójnika Janosika. Nazywane jest „Tatrami w miniaturze”, gdyż swoją budową bardzo przypomina Tatry Zachodnie. Mamy tutaj rozległe i łagodne szczyty takie jak najwyższy Velky Krivań (1709 m npm.) czy Stoh (1607 m npm.) oraz te skaliste i trudno dostępne, np. Velky Rozsutec (1610 m npm.). Oprócz tego Małą Fatrę charakteryzują liczne wąwozy, wychodnie skalne i urwiska.
Chwila nad mapą oraz sprawdzenie warunków pogodowych nakreśliły nasz plan trasy: Terchova-Dolina Vratna-Velky Krivań-Chleb-Steny-Chata na Gruni.
Wyjechaliśmy spakowani z Bielska-Białej o godzinie 5 rano, by zacząć wędrówkę w Terchovie jak najwcześniej. Wybrana przez nas trasa latem zalicza się raczej do tych łatwiejszych (tym bardziej, że można sobie pomóc w pierwszym etapie wędrówki kolejką górską, która kursuje w godzinach 9.00-15.00), jednakże zimą wszystko się może zdarzyć!
Chwilę po 7 zameldowaliśmy się na parkingu pod wyciągiem Vratna Chleb. Szybkie dopakowanie plecaka, łyk ciepłej herbaty z termosu na rozgrzanie i ruszamy! Już na samym początku czekał nas najbardziej stromy i najbardziej wymagający kondycyjnie odcinek szlaku – podejście pod kolejką na górną stację wyciągu. Mięśnie dość mocno grzały się w grząskim śniegu (kijki bardzo przydatne!), lecz widoki i pogoda wynagradzały wszystko. Im wyżej się znajdowaliśmy, tym piękniejszą nagrodę otrzymywaliśmy.
Fot 2. Martyna Boślak | Dolina Vratna
Pierwszy etap wędrówki poszedł nam dość sprawnie. Postanowiliśmy zrobić sobie chwilę przerwy w knajpce przy wyciągu, głównie po to, by się nieco zagrzać, gdyż temperatura na zewnątrz wynosiła -10 stopni. Po 30 minutach zaopatrzeni już w buffy, rękawice i dodatkowe warstwy ubrania, postanowiliśmy ruszyć w stronę najwyższego szczytu Małej Fatry, czyli Wielkiego Krywania.
Fot 3. Martyna Boślak | Sprzęt gotowy na górskie wyzwanie
Pomimo słońca temperatura nie bardzo wzrastała, a na dodatek zaczął pojawiać się wzmagający wiatr. Każdy z nas był jednak dobrze ubrany, dlatego niespecjalnie nam to przeszkadzało. Utrzymując tempo (wszak czas mija, a czekało nas jeszcze dobre 10 kilometrów dalszej wędrówki), udało nam się stanąć na Wielkim Krywaniu, zrobić pamiątkową fotkę i szybko ewakuować się ze względu na wiatr i przeszywające zimno.
Fot 4. Martyna Boślak | Ekipa w trasie
Do pokonania pozostało nam podejście na Chleb a potem Steny, czyli piękny znakowany na mapie kolorem czerwony szlak granią Małej Fatry. Oczywiście pod masą śniegu szlak był zupełnie niewidoczny, ale jego przebieg zdradzało znakowanie poprzez ustawione tyczki. Tutaj warto zwrócić uwagę, iż przed ruszeniem na szlak zimą należy upewnić się, czy dany szlak nie jest zamknięty lub czy istnieje wytyczony specjalny szlak – obejście w wersji zimowej.
Fot 5. Martyna Boślak
Wędrówka granią początkowo była lekka i przyjemna. Niestety w pewnym momencie szlak trawersował mocno szczyty i zaczęliśmy mieć do czynienia ze stromym obejściem i wyślizganym przez wiatr śniegiem. Podczas zimowych wędrówek w wyższe partie gór takie zjawisko to normalna sytuacja (oblodzenia, przewiany śnieg, niestabilne podłoże), dlatego obowiązkiem każdego zimowego turysty są raki. Szybko ściągnęłam z butów moje nakładki antypoślizgowe (które dają nam stabilność tylko na w miarę płaskich odcinkach oraz mniejszych oblodzeniach) i założyłam raki. Oczywiście zanim postanowisz wybrać się na szlak i zabrać ze sobą taki sprzęt, należy nauczyć się go zakładać i nim posługiwać. Obecnie organizowanych jest wiele szkoleń z turystyki zimowej, w tym nauka chodzenia w rakach i posługiwanie się czekanem.
Fot 6. Martyna Boślak | Raki na niektórych odcinkach szlaków górskich to zdecydowana konieczność!
Dalsza wędrówka w rakach była już przyjemna, bezpieczna i zdecydowanie bardziej efektywna. Całą drogę nie mogliśmy uwierzyć w swoje szczęście – pogoda i widoczność były po prostu bezbłędne!
Fot 7. Martyna Boślak | Steny – najbardziej spektakularny odcinek szlaku
Po przejściu Stenów czekało nas już tylko schodzenie w dół, w tym przerwa w Chacie na Gruni – przeuroczym schronisku na polance z widokiem na Velky Rozsutec, gdzie każdy z nas zjadł solidny obiad, by uzupełnić spalone kalorie.
Do samochodów został nam tylko kawałek, dlatego lekko rozleniwieni wyszliśmy ze schroniska w kierunku Doliny Vratna. Pogoda zaczęła się pogarszać, zrobiło się zimniej i zachmurzyło się – idealnie na koniec wycieczki.
W sumie pokonaliśmy przeszło 14 kilometrów i 1257 m przewyższeń. Biorąc pod uwagę zimowe warunki to spore osiągnięcie. Lekko zmęczeni i niewyspani, ale zadowoleni wyjechaliśmy około godziny 16.00 z Terchovy w stronę Bielska.
Kiedy następny wypad? Pewnie niedługo! Gdzie? Góry same muszą zdecydować. One tu „rządzą”… Może przyszedł czas na Tatry? 🙂