Pojechać w Tatry na trzy dni i nie wejść na żaden szczyt. To plan, który miłośnikowi gór wydawać może się nieco szalony, ale na pewno warty rozważenia. Ostatecznie moja wielka miłość do Słowacji (bo ta część Tatr jest właśnie w programie wyjścia) oraz chęć poznania szlaków, których nie miałem jeszcze okazji przejść, pomogły w podjęciu decyzji. Pakuję duży plecak i kieruję się na południe. Pora na kolejną tatrzańską przygodę.
Droga jaką mamy pokonać przez te trzy dni, uwzględnia start w Starym Smokowcu, przejście doliną Staroleśną do Zbójnickiej Chaty (nocleg) a dalej przez przełęcz Rohatka (2200 m n.p.m.) i Polski Grzebień (2200 m n.p.m.) do Śląskiego Domu wzdłuż doliny Wielickiej (drugi nocleg). Na ostatni dzień przewidziany jest najdłuższy, ale i najbardziej płaski odcinek, czyli Tatrzańska Magistrala pomiędzy Wielickim a Popradzkim Stawem. Tu planujemy zakończyć przejście i zejść do Szczyrbskiego Jeziora. Według mapy, dystans do pokonania to nieco ponad 25 km oraz 1825 metrów przewyższenia. Niby nie dużo, ale biorąc pod uwagę ciężkie plecaki i strome podejścia, pewnie mocno się zmęczymy.
Fot 1. Tomasz Habdas | W drodze do Starego Smokowca
Zaczynamy w poniedziałek, co być może pozwoli nam uniknąć dużych tłumów w górach. Na szczęście na Słowacji turystów jest znacznie mniej niż w Polsce, ale już pierwsze minuty w Starym Smokowcu pokazują, że pusto na szlaku nie będzie. Przez 20 minut kluczymy po mieście i szukamy parkingu. Gdy wreszcie nam się udaje, pakujemy plecaki do końca i ruszamy w stronę kolejki na Hrebienok. Kolejki czy też wyciągi w górach mają tylu zwolenników ile przeciwników. Ja osobiście należę do tych, którzy gdy mają przed sobą dalsze i wyższe wyjście, korzystają z tego typu udogodnień na starcie. Jeszcze zdążymy się zmęczyć w ciągu najbliższych dni.
Fot 2. Tomasz Habdas | Wychodzimy powoli z lasu w dolinie Staroleśnej
Dziesięciominutowa jazda kolejką szynową to ostatnia chwila relaksu dla naszych pleców i nóg. Na Hrebienoku, bez zbędnych postojów ruszamy dalej, mijając kolejne grupki turystów. To miejsce zazwyczaj jest bardzo zatłoczone, ale większość turystów albo kończy swoją wycieczkę w tej okolicy, albo doliną Małej Zimnej Wody podchodzi do schroniska Terý’ego. Faktycznie, w miejscu gdzie nasze drogi się rozchodzą, widać dokładnie jak dużo osób wybiera zielony szlak i odbija w prawo. My tymczasem, już teraz w większej ciszy, kontynuujemy podejście za kolorem niebieskim, który zaprowadzi nas do schroniska Zbójnickiego.
Fot 3. Tomasz Habdas | Brama Doliny Staroleśnej
Już po kilku minutach wychodzimy z lasu i wkraczamy w teren porośnięty głównie kosówką. Ruchy naszych głów świadczą o tym, że widoki mamy co raz lepsze. Rozglądamy się dookoła i podziwiamy pięknie granie, które nas otaczają. Po prawej stronie góruje nad nami grań boczna Tatr zaczynająca się od Małego Lodowego Szczytu (2462 m n.p.m.) z kulminacją w Pośredniej Grani (2441 m n.p.m.). Po drugiej stronie doliny, widoki przesłania nam inny masyw należący do Wielkiej Korony Tatr- Sławkowski Szczyt (2452 m n.p.m.). Uśmiecham się pod nosem, bo zarówno na Pośredniej Grani jak i na Sławkowskim miałem okazję stanąć w tym roku, kilka miesięcy temu. Miło ponownie zobaczyć się z chłopakami.
Fot 4. Tomasz Habdas | Granie ograniczające Dolinę Staroleśną
Dolina Staroleśna wydaje się nie mieć końca. Przyznam jednak, że w ogóle nam to nie przeszkadza, bo teren w jakim się znajdujemy, jest wyjątkowo piękny. Jednogłośnie uznajemy, że słowacka część Tatr jest jakaś inna. Nieśmiało, ale przytakujemy że jest tutaj po prostu ładniej. Doliny dłuższe, wszystko bardziej dzikie i naturalne, i nawet samych szczytów jakby więcej. Szczególne wrażenie wywołuje na nas brama, czyli ujście doliny Staroleśnej. Pomiędzy dwoma graniami tworzącymi jej zbocza, widać odległą Słowację- duże wypłaszczenie, Poprad i daleko w tle pokryte chmurami Niżne Tatry. Również i niebo nad nami powoli zakrywa się ciężkimi obłokami. Prognozy pogody wskazywały opady późnym popołudniem więc nieco przyspieszamy kroku, żeby zdążyć przed deszczem.
Fot 5. Tomasz Habdas | Tatrzańska modelka- kozica
Na kilkuset ostatnich metrach przed schroniskiem łapie nas mała ulewa. W strugach deszczy dochodzimy do Zbójnickiej Chaty, gdzie kończymy dzisiejszy trekking. Cieszy mnie nadchodząca noc, bo nigdy nie spałem w tym miejscu a tutejszy klimat jest bardzo specyficzny.
W samym budynku nie ma na przykład toalety. Dwie kabiny, bez kanalizacji i światła, ale z ogromną dziurą i wylotem tuż na skały poniżej, znajdują się obok schroniska. Czas na zapoznanie się z tym miejscem będzie później, póki co pierwsze kroki kierujemy do jadalni.
Fot 6. Tomasz Habdas |Tęcza przy Zbójnickiej Chacie
Zanim zasiądziemy do kolacji, meldujemy się i idziemy zrzucić plecaki na nasze miejsca noclegowe. Okazuje się, że większość posłań zlokalizowana jest na poddaszu schroniska, w pomieszczeniach, gdzie ludzie mojego wzrostu muszą mocno się pochylać by nie uderzyć głową w sufit. Przydzielono nam wieloosobowy pokoik z boku, który będziemy mieć tylko dla siebie. Za łóżka posłużą nam tej nocy materace, ustawione jeden przy drugim na podłodze. Kilkadziesiąt minut po kolacji, nieco zmęczeni, postanawiamy wypróbować owe legowiska i wszyscy, niczym na wycieczce kolonijnej, kładziemy się tuż obok siebie. Chwilę jeszcze sobie żartujemy, po czym zastanawiając się kto będzie najgłośniej chrapał, powoli zasypiamy. To była zdecydowanie była wspinaczka dla wymagających!.Fot 7. Tomasz Habdas | Zbójnicka Chata
Zawody w chrapaniu podobno wygrałem ja, jednak trudno mi to zweryfikować bo całą noc smacznie przespałem. Nowy dzień w Zbójnickiej Chacie zaczyna się chwilę przed 6 rano. O 7 serwowane będzie śniadanie, na które umawiamy się, że zejdziemy już w pełni spakowani i przygotowani do wyjścia. Musimy dzisiaj przejść przez przełęcz do sąsiedniej doliny, a ponieważ na popołudnie zapowiadane są burze, zależy nam bardzo na czasie. Tym sposobem już o 7:30 wszyscy meldujemy się przed budynkiem, pełni energii i gotowi na kolejną wędrówkę. Póki co nic nie zapowiada zmiany pogody. Niebo nad nami jest czyste, a granie dookoła oświetla cudowne, poranne słońce. Idealne warunki na trekking.
Fot 8. Tomasz Habdas | 9. Nasza kolonijna sypialnia w Zbójnickim Schronisku
Wkraczamy w Kotlinę pod Rohatką i podchodzimy powoli co raz wyżej. Do przełęczy nadal mamy około 200 metrów przewyższenia, ale już teraz odsłaniają nam się ciekawe widoki. Przede wszystkim zbliżamy się do Małej Wysokiej (2429 m n.p.m.), która rozdziela nasze dwa kolejne cele- Rohatkę i Polski Grzebień. Odwracam się o 180 stopni i dostrzegam czubki najwyższych szczytów otaczających słynną na Słowacji Dolinę Pięciu Stawów Spiskich. Jak na dłoni widać już teraz Łomnicę (2634 m n.p.m.), Durny Szczyt (2621 m n.p.m.), Lodowy Szczyt (2627 m n.p.m.), Mały Lodowy Szczyt i Pośrednią Grań. Wszystkie te szczyty miałem okazję już zdobyć, więc z jeszcze większą przyjemnością podziwiam ich strzeliste granie.
Fot 9. Tomasz Habdas | Panorama spod Rohatki na Dolinę Staroleśną
Nasza droga na Rohatkę staje się co raz bardziej wymagająca. Przyjemna i łagodna ścieżka została już nisko w dolinie, a my wspinamy się po skalnych płytach, gdzieniegdzie pomagając sobie również rękoma. Tego typu szlaki to kwintesencja tatrzańskiego trekkingu i chyba każdemu z nas podoba się to urozmaicenie na trasie. Wkrótce osiągamy pierwszy cel, czyli przełęcz Rohatkę. Od razu rzuca nam się w oczy potężny szczyt, jaki wita wspinaczy po wkroczeniu na grań. Mowa oczywiście o masywie Gerlacha, ale właściwy wierzchołek pozostaje nadal zakryty przez zbocza Małej Wysokiej.
Tuż pod nami kończy się Dolina Białej Wody, największa z dolin po słowackiej stronie Tatr, przez wielu uznawana również za najładniejszą. Zanim do niej zejdziemy, musimy pokonać mocno eksponowany fragment szlaku z zamontowanymi sztucznymi udogodnieniami w postaci łańcuchów oraz klamer.
Fot 10. Tomasz Habdas | Klamry na zejściu z Rohatki
Tworzy się mały korek, miejsce to wymaga zdecydowanie większego skupienia i uwagi. Czekając na resztę moich współtowarzyszy, odchodzę delikatnie na bok, na małą półkę skalną z której rozpościera się nowy widok w kierunku północno- zachodnim. Od razu rozpoznaje dwa bardzo charakterystyczne, blisko siebie położone tatrzańskie szczyty- Rysy (2503 m n.p.m.) oraz Wysoką (2547 m n.p.m.). Daleko za nimi, po prawej stronie góruje natomiast najsłynniejszy i najtrudniejszy polski szlak- Orla Perć. Widać Świnicę (2302 m n.p.m.), Kozi Wierch (2291 m n.p.m.) oraz Granaty (2240 m n.p.m.). Myślę sobie, że w Polsce jest teraz pewnie dużo więcej turystów niż tu na Słowacji, a przecież Rohatka dostarcza w sumie podobnych emocji jak wspomniana wcześniej Orla Perć. Niestety, tych odcinków nieco bardziej wymagających, nie ma tu aż tak dużo. Już po kilkunastu minutach znajdujemy się w kotlinie i rozpoczynamy podejście na drugi cel, przełęcz Polski Grzebień.
Fot 11. Tomasz Habdas | Dolina Białej Wody
Pierwsze co przykuwa uwagę na przełęczy, to wielkie chmury, które kotłują się po drugiej stronie grani w dolinie Wielickiej. Białe obłoki powoli wspinają się po zboczach Gerlacha, co chwilę zasłaniając jego najwyższe partie. Nie tylko my wybraliśmy się tego dnia w te rejony Tatr. Na przełęczy panuje dosyć spory ruch, ale większość, po krótkim odpoczynku kieruje się na szczyt Wielkiej Wysokiej. My rezygnujemy z tego planu, bo tańczące przed nami chmury nie zwiastują niczego dobrego. Przed nami prawie cała dolina Wielicka zanim dostaniemy się do Śląskiego Domu.
Fot 12. Tomasz Habdas | Kotłujące się chmury w Dolinie Wielickiej
W trakcie zejścia po raz kolejny dochodzimy do wniosku, że tu jest naprawdę inaczej niż w Polsce. Przed nami kolejna majestatyczna brama na Słowację utworzona z grani otaczających dolinę. Daleko na horyzoncie widać Poprad, duże słowackie miasto, które pochwalić może się chyba jedną z lepszych panoram na Tatry widzianych z miasta. Po prawej stronie, przez całą drogę towarzyszy nam Gerlach, ale moja głowa ucieka non stop na lewo. Tutaj bowiem góruje Staroleśny Szczyt (2476 m n.p.m.), kolejny ze szczytów Wielkiej Korony Tatr, póki co przeze mnie nie zdobyty. Ostatnia próba podbicia tej góry, dokonana w marcu zakończyła się fiaskiem. Z jednej zatem strony czuję duży respekt do Staroleśnego, z drugiej, apetyt na niego urósł przez te kilka miesięcy jeszcze bardziej. Razem z Gankiem (2462 m n.p.m.), te dwa szczyty są jedynymi z Wielkiej Korony, których jeszcze nie zdobyłem. Być może zmieni się to przy kolejnej wizycie w Tatrach, kiedy wrócę już z poddasza Austrii, czyli Wildspitze.Fot 13. Tomasz Habdas | Dolina Wielicka
Fot 14. Tomasz Habdas | Masyw Staroleśnego
W trakcie kolacji sprawdzamy prognozy na kolejny dzień i ustalamy plan działania. Dzisiaj wyjątkowo nam się udało. Opady deszczu ominęły rejon w którym byliśmy i skupiły się bardziej na północnej części Tatr. Na jutro jednak wszystkie portale i nasze tajne, pogodowe źródła wskazują deszcze i gwałtowne burze. Na ostatni dzień zostało nam już tylko przejście Tatrzańską Magistralą do Popradzkiego Stawu, i choć nie będziemy wspinać się wysoko, to jest to dosyć długi odcinek marszu. Ostateczną decyzję podejmiemy rano przy śniadaniu. Póki co kończymy kolację, chwilę rozmawiamy jeszcze przy stole, po czym kierujemy się do pokojów. Wszyscy chcemy odpocząć i wyspać się po tym ciekawym dniu.
Fot 15. Tomasz Habdas | Co raz bliżej Śląskiego Domu
Poranek ponownie wita nas piękna pogodą. Czytamy w komunikatach, że pierwsze opady mogą pojawić się koło 11 przed południem, postanawiamy zatem dokończyć trasę zgodnie z pierwotnym planem. Wkraczamy na czerwony szlak i pomiędzy kosówką zaczynamy obchodzić Gerlach od południa. Dzisiaj prawie przez cały dzień z lewej strony towarzyszyć będzie nam Poprad i Niżne Tatry, natomiast z prawej- Tatry Wysokie. Tuż za Królem Karpat dochodzimy do malowniczej Doliny Batyżowieckiej, ze słynnym Batyżowieckim Stawem. Kilka minut wcześniej, po raz pierwszy pokazała nam się Kończysta (2538 m n.p.m.), kolejny napotkany w trakcie tego wyjazdu szczyt z Wielkiej Korony Tatr. Razem z Gerlachem i Batyżowieckim Szczytem (2456 m n.p.m.), otula ona dolinę w której się znajdujemy. Wypatruję po prawej stronie wspinaczy, którzy po zdobyciu Króla, najczęściej schodzą tak zwaną Batyżowiecką Próbą właśnie w to miejsce, ale chyba jest jeszcze za wczesna godzina na takie spotkanie.
Fot 16. Tomasz Habdas | Kończysta widziana z Tatrzańskiej Magistrali
Kontynuujemy przejście, tym razem obchodząc Kończystą. Kolejny charakterystyczny punkt na drodze to szczyt Tępa (2285 m n.p.m.), który również przetniemy, trawersując jego zbocze. Powoli gromadzą się co raz cięższe i ciemniejsze chmury, ale my zbliżamy się już powoli do końca. Wkrótce osiągamy przełęcz pod Osterwą (1966 m n.p.m.) skąd widać już pod nami schronisko przy Popradzkim Stawie. Wykorzystujemy ostatnie chwile przed całkowitym zachmurzeniem i podziwiamy niesamowitą panoramę z tego punktu. Nigdy wcześniej nie byłem pod Osterwą i nie spodziewałem się, że widok stąd jest tak rozległy i piękny. Na pierwszym planie wyrasta przed nami potężna Wysoka, a gdzieś za nią chowają się Rysy. Na lewo, między chmurami przebijają się Mięguszowieckie Szczyty (najwyższy 2438 m n.p.m.) oraz Koprowy Wierch (2363 m n.p.m.). Panoramę domyka Grań Baszt z najwyższym w tej części Szatanem (2422 m n.p.m.). Pomiędzy tymi wszystkimi szczytami, kilkaset metrów pod nami, rozpościera się długa Dolina Mięguszowiecka, do której będziemy teraz schodzić.
Fot 17. Tomasz Habdas | Widoki z przełęczy pod Osterwą
Zanim jednak dojdziemy do schroniska i zaspokoimy burczące żołądki, musimy pokonać żmudną, zygzakowatą drogę do Popradzkiego Stawu. Jeżeli uważacie, że polska ceprostrada na Szpiglasową Przełęcz jest pogmatwana i nudna, to chyba nie schodziliście z przełęczy pod Osterwą. Po kilku kolejnych zakrętach przestaję już je liczyć i pragnę tylko szybko znaleźć się na dole. Jednocześnie współczuję wszystkim, którzy udając się w przeciwnym kierunku, mijają nas co chwilę. Z dwojga złego zdecydowanie wolę nasz wariant drogi.
Wraz z pierwszymi grzmotami i kroplami deszczu dochodzimy do schroniska. Tak się składa, że jesteśmy już trzeci dzień na Słowacji, a nikt z nas nie jadł jeszcze tutejszego smakołyku, czyli wyprażanego sera (smażony na głębokim tłuszczu ser w panierce). Nic zatem dziwnego, że nasze zamówienie składa się z siedmiu porcji tego dania (Maciek się wyłamał) i kilku kufli złocistego trunku z bażantem w tytule. To już prawie koniec naszej wyrypy, więc pora na kończący toast i gratulacje dopięcia planu w całości. Prognozy bardzo nas straszyły od samego początku, szczególnie w dwa ostatnie dni. Finalnie, jedyny deszcz jaki nas łapie, to ten na drodze z Popradzkiego Stawu do Szczyrbskiego Stawu. Nie przeszkadza nam to zanadto i co prawda lekko pokropieni przez deszcz ale z uśmiechem na twarzy dochodzimy do stacji kolejowej. Wsiadamy do słynnej elektriczki i wracamy do Starego Smokowca.
Fot 18. Tomasz Habdas | Część masywu Gerlacha widoczna z Rohatki
Muszę przyznać, że pomimo braku jakiegokolwiek zdobytego szczytu, był to bardzo udany wypad a trasa jaką przeszliśmy, pozytywnie mnie zaskoczyła. Tatry słowackie po raz kolejny pokazały swoje piękno i zachęciły do dalszej eksploracji tego pasma. Zdecydowanie warto.
KURTKA TREKKINGOWA TREK 500 MĘSKA FORCLAZ
Po ponad rocznym użytkowaniu tej kurtki, mogę śmiało stwierdzić, że jest to kurtka do zadań specjalnych.
Fot 19. Materiał własny | KURTKA WODOODPORNA TREKKINGOWA
Plusy:
Minusy:
BUTY TREKKINGOWE WYSOKIE TREK 100 SKÓRA MĘSKIE FORCLAZ
Na pierwszy rzut oka buty sprawiają wrażenie masywnych i niewygodnych. To jednak zmienia się już po kilkuset przebytych metrach.
Fot 20. Materiał własny | BUTY TREKKINGOWE WYSOKIE TREK 100
Plusy:
Minusy:
KOSZULKA TREKKINGOWA KRÓTKI RĘKAW TREK 100 MĘSKA FORCLAZ
Fot 21. Materiał własny | KOSZULKA TREKKINGOWA KRÓTKI RĘKAW
Plusy:
Minusy:
PLECAK TREKKINGOWY TREK 900 50+10 L MĘSKI FORCLAZ
Fot 22. Materiał własny | PLECAK TREKKINGOWY TREK
Plusy:
Minusy:
AUTOR: Tomasz Habdas
Instagram: W szczytowej formie