Jeśli przechodzenie na wspaniałe diety odchudzające typu 1000kcal, dieta kapuściana czy „schudnij z nami 20kg w miesiąc” nie są Ci obce, to dobrze trafiłaś/eś. Każdy z tych sposobów żywienia pociąga za sobą ryzyko dla naszego stanu zdrowia, a nawet życia(!), ale także w niedalekiej przyszłości odbije się na wyglądzie pod postacią… efektu jo-jo. O tym na pewno słyszeliście nie jeden raz, być może mieliście nieprzyjemną okazję stać się jego głównym bohaterem. Jakie tak naprawdę są tego przyczyny? Dlaczego nasz organizm reaguje w taki, a nie inny sposób? Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, co dzieje się „wewnątrz nas”? Poznajcie proste wyjaśnienie oraz porady, jak uniknąć tego niechcianego efektu.
Aby zmniejszyć swoją masę ciała, należy to robić z głową. Najczęściej kiedy podejmujemy decyzję o zrzuceniu paru zbędnych kilogramów, z dnia na dzień rygorystycznie eliminujemy z diety wiele produktów. Mało kto z nas robi to w sposób przemyślany i planuje powolne postępy. Najlepiej chcielibyśmy zrewolucjonizować nasze życia już od kolejnego dnia. Bo kto może nam w tym zabronić? Tak się składa… że nasz organizm. Zbyt duża restrykcja kaloryczna prowadzi do tego, że nasz organizm stara się za wszelką cenę chronić tego, co dla niego najcenniejsze – czyli tłuszczu. Spalamy wtedy w dużej mierze nic innego jak białko w postaci mięśni. Efekt na wadze jest, kilogramy lecą w dół.. O to chodziło? Niekoniecznie! Zależy nam w końcu na trwałym zmniejszeniu % tkanki tłuszczowej, a nie mięśniowej, prawda? Zatem delikatna restrykcja kaloryczna w zupełności wystarczy. Do tego wskazane jest dodanie aktywności fizycznej i efekt redukcji masy ciała mamy wręcz gwarantowany.
Fot 1. Materiał własny
Scenariusz wygląda tak: Wprowadzamy dietę, której zadaniem jest odmiana naszego życia o 180 stopni, już wyobrażamy sobie siebie w kolejnych latach jak przechadzamy się po plaży i dumnie prezentujemy swoje ciało, nie możemy doczekać się ostatniego dnia naszej „diety” i nagle… nie wiemy, co dalej. Nasz organizm, pozbawiony dużej ilości energii i składników odżywczych tańczy wewnętrzną sambę, kiedy otrzymuje całkiem sporą porcję serniczka, a potem jeszcze pizzy, domowych obiadków z dużą ilością sosu, na deser jakiś sorbet z polewą i… zamiast obiecanej odmiany o 180 stopni, zmieniamy swoje życie wręcz o 360 i trafiamy do punktu wyjścia.
Fot 2. Materiał własny
Zdecydowanie nie możemy nazwać tego sukcesem w walce o piękną i zdrową(!) sylwetkę. Otóż powrót do poprzednich nawyków żywieniowych to najgorsze, co możemy zrobić. Istnieje kilka hormonów związanych z regulacją głodu oraz sytości. Podczas okresu redukcji masy ciała, szczególnie prowadzonej w sposób agresywny, nie dzieje się nic innego jak dość mocne rozregulowanie ich działania. Rozchwiany układ hormonalny nie będzie pomagał nam w utrzymaniu pożądanej masy ciała. W rezultacie wygląda to tak, że odbudowujemy naszą tkankę tłuszczową. Najważniejsze jest jednak to, że nie odbudowujemy przy tym tkanki mięśniowej, którą w głównej mierze utraciliśmy. Odbija się to w taki sposób, że nasz % udział tkanki tłuszczowej w całym organizmie jest jeszcze większy, zaś logiczne, że mięśniowej – mniejszy. Całkiem prosta matematyka, prawda?
Fot 3. Materiał własny
Skupmy się na chwilę na ćwiczeniach. Co możemy zrobić żeby możliwe w jak największym stopniu uniknąć przyrostu tkanki tłuszczowej i nie narażać się na aż taką utratę tkanki mięśniowej? Ćwiczyć, siłowo! Nie ma drugiego tak dobrego bodźca dla naszych mięśni jak mobilizujący tkankę do wzrostu trening siłowy. Oczywiście trening cardio jest równie ważny, ale nie możemy wystrzegać się tego drugiego rodzaju treningu, ponieważ zadziała on zbawiennie na nasz % udział tkanki mięśniowej. A przecież o to w końcu chodzi! Może się to oczywiście przełożyć na masę ciała – będziemy tracić kilogramy w wolniejszym tempie. Ale to jest właśnie klucz do sukcesu, ponieważ zdrowy ubytek masy ciała to 0,5-1kg na tydzień. W przeciwnym wypadku narażamy się na spore problemy zdrowotne. Ponadto naszym celem jest utrata % tkanki tłuszczowej, a nie mięśniowej, zatem niech kilogramy na wadze nie będą naszym wyznacznikiem. Najwięcej powie Ci lustro, a także centrymetry, które będziesz tracić w poszczególnych partiach ciała.