Pamiętasz, gdy jako dziecko, próbując jazdy na rowerze bez dodatkowych kół, po raz pierwszy upadłeś i poczułeś smak ziemi? Jeżdżąc regularnie konno, prawdopodobnie nie raz jej zasmakujesz. Upadki i kontuzje są nieodłączną częścią każdego sportu. Jedyne, co odróżnia wypadki podczas jazdy konnej od innych sportów jest to, że nie jesteś wtedy sam – jest jeszcze koń.
Kiedy po raz pierwszy usiadłam w siodle i próbowałam przeżyć, utrzymując się podczas niewinnego kłusu, w mojej głowie brzmiała ciągle tylko jedna myśl: „Tylko nie spadnij, tylko nie spadnij”. Nie bałam się konia, prędkości, ani niczego innego – bałam się upadku. Nie umiałam wyobrazić sobie, jak to jest spaść z takiej wysokości. Wyobrażałam sobie, co może się wydarzyć. Przecież możliwe jest, że upadnie na mnie koń, noga utknie w strzemieniu i wykręci się lub, co gorsza, spadnę na plecy lub głowę. Milion myśli w głowie. Z każdą lekcją czułam się coraz pewniej, ale obawy nie mijały. Starałam się robić wszystko tak, jak mówiła mi moja trenerka i mimo tego, że coraz częściej mnie chwaliła, ja i tak czułam się niepewnie.
Pewnego dnia powiedziała: „Na następnej lekcji spróbujemy zagalopować”. Przeszedł mnie dreszcz. No ale jak to? Przecież ja ledwo co potrafię anglezować w kłusie, cały czas „walczę o życie”, a ona mi tu o jakimś galopie! Dopóki nie wiedziałam jak to jest, myślałam, że galop to zabójcza prędkość, wbijająca tyłek w siodło. To nieprawda.
Galop konia jest najprzyjemniejszym ze wszystkich jego chodów. Nie czujesz nic. Masz wrażenie, że płyniesz, a koń tylko delikatnie unosi Cię na powierzchni wody.
Na następny trening szłam z myślą, że właśnie dziś będzie ten pierwszy raz. Pierwszy upadek. Przecież to niemożliwe, żebym umiała galopować, tak o. Zaczęliśmy jak zwykle od rozgrzewki, kilka ćwiczeń no i… galop. Ja nawet nie wiedziałam, co mam robić, żeby Mari (ukochany koń, z którym trenuję) zagalopowała. Nie musiałam nic robić. Gdy Ewa krzyknęła „Teraz galop!”, wszystkie konie ruszyły – a Mari za nimi. To było najcudowniejsze uczucie. Cały czas krzyczałam: „Ale fajnie! Ja płynę! Ewa, ja płynę!”. Śmiechu było co niemiara. No i nie spadłam. Teraz ćwiczenia w galopie to najlepsze ćwiczenia. Wtedy naprawdę czuję, że żyję. Mimo to, po tamtym treningu nadal bałam się pierwszego upadku i nie umiałam sobie w żaden sposób poradzić z tym strachem. I wiecie, co było najlepszym sposobem na powstrzymanie lęku? Upadek. Zawsze musi być ten pierwszy raz.
W końcu nadszedł ten dzień, kiedy spadłam. Co jest zabawne w tej historii to to, że jechałam tego dnia pierwszy raz na małym koniu i być może czułam się zbyt pewna siebie. Najbardziej przykre było dla mnie to, że przeze mnie przewrócił się koń. Wystraszyłam się, że coś mu się stało. Po skoku przez niewielką przeszkodę za bardzo pochyliłam się do przodu, co spowodowało, że stracił równowagę. Nie było strasznie, ponieważ zjechałam po jego szyi. Uderzyłam lekko klatką piersiową, przez co odczuwałam delikatny ból, ale bez przesady, nic się nie stało. Po kilku minutach wróciłam do jazdy. Poczułam ulgę. W końcu się to wydarzyło. Od tamtej pory wcale już o tym nie myślę. Podczas treningu w mojej głowie nie ma żadnych wyobrażeń ”a co, jak spadnę”… Mam więc dla Was 3 rady. Jak spadać, żeby było bezpiecznie (o ile upadek może być bezpieczny) 🙂
Być może któryś z tych sposobów pomoże Ci pozbyć się złych myśli i ciągłego strachu. Pamiętaj – wszystko dzieje się w naszej głowie. Myśl pozytywnie i nie pisz negatywnych scenariuszy. Jazda konna to frajda i ogromna przyjemność!
Ala